Pani Agnieszka niedawno kupiła mieszkanie i właściwie to miała na jego urządzenie pewien pomysł, ba, nawet kilkanaście pomysłów. Tyle pięknych inspiracji w internecie. Radość z nowego zakupu dodawała jej energii. Co to za problem, mały remoncik ot co. Kiedyś nawet chciała zostać projektantem wnętrz. „Kuchnia będzie biała i jakieś szare płytki na podłogę, a przy oknie postawię mnóstwo kwiatów i jeszcze duży stół i takie piękne krzesła .” Rozmarzyła się.

Kupiła już nawet kilka rzeczy: lampę do sypialni baterię umywalkową i trochę płytek. Odwiedziła sklep z podłogami i kiedy sprzedawcy zaczęli zadawać dziwne pytania nie bardzo wiedziała co odpowiedzieć na moment straciła pewność siebie i decyzyjność.

Przez jakiś czas kreśliła na kartkach układ szafek w kuchni dopytując męża, co o tym myśli. Kilka miesięcy minęło i Pani Agnieszka zarezerwowała poleconą przez przyjaciółkę ekipę remontową. Umówiła się na spotkanie i na historyczne pytanie szefa ekipy wykończeniowej „To co robimy?”.

Zdała sobie sprawę, że zwyczajnie nie wie, ale szybko się zdecyduje i da Panu znać.

Właściwie to do końca tego tygodnia wybierze i zgromadzi wszystkie materiały, a nawet nakreśli prosty projekt...

Po rozmowie z wykonawcą Pani Agnieszka stwierdziła, że dłużej tak nie może być i mąż musi jej pomóc. W końcu to duży remont, nie może mieć wszystkiego na głowie. A przez te ciągłe telefony i wizyty w sklepach musiała przełożyć wizytę u fryzjera i zapomniała i o lekcji angielskiego swoich dzieci.

Pan Adam bardzo kocha swoją żonę i nie będzie się jej wtrącał w sprawy, które nie należą do mężczyzn, a że jest człowiekiem bardzo zapracowanym i planowanie, gdzie mają być jakie sanitariaty, gdzie zrobić dekor w łazience i co do czego pasuje jest absolutnie ostatnią rzeczą na liście w jego kalendarzu.

Z wielką czułością odpowiedział: „Kochanie zrób jak Ci się podoba”.

Na to wszystko Pani Agnieszka, jako 100% kobieta pozostawiona sama sobie z tym gigantycznym remontem, weszła w fazę zwaną potocznie F.O.C.H.

A dlaczego to ona miałaby robić wszystko? Pan Ryszard z budowy ciągle dzwoni i zadaje dziwne pytania ostatnio o jakieś podtynki i rozmieszczenie elektryki, że niby ma teraz spędzać po pracy całe godziny i może jeszcze jeździć na budowę i wszystko wyjaśniać, kiedy jej mąż jedzie właśnie z dziećmi do kina? Co to to nie! Powiedziała „dość”!

Nalała sobie dużą lampkę wina. Poszperała w internecie. Wykonała kilka telefonów i decyzja zapadła.

Zatrudniamy projektanta. Zdecydowała, że sumę budżetu przeznaczoną na urządzenie domu uszczupli o niewielką, jak się okazało, gażę dla artysty i przejdzie w fazę „Niech on się martwi. My płacimy, więc wymagamy”. To genialne rozwiązanie sprawiło, że Pani Agnieszka poczuła ulgę. Właśnie uświadomiła sobie, że od tygodni nie miała dla siebie czasu. Ponieważ decyzja o zatrudnieniu projektanta zapadła, czyli problem został rozwiązany Pani Agnieszka zasłużyła na nagrodę. Zadzwoniła do przyjaciółki z która nie widziała się od miesięcy. Maż i dzieci spędzali miło popołudnie w kinie, jej też należało się coś od życia, w końcu jest najbardziej zapracowaną osobą w tym domu i wszystko jest na jej głowie. Przypomniała sobie, że niedaleko otworzyli. gabinet masażu. Idealne miejsce na spotkanie i zasłużony relaks...

Coś wam to przypomina?

P.S. Serdecznie pozdrawiam Panią Agnieszkę ;)

Kategorie: Interior design, Poradnik,